Niezapomniane wakacje - Mały Reus Rozdział 40
Po zjedzonym posiłku Marco jak obiecał tak zrobił, wszyscy razem udaliśmy się na mały rejs jachtem :)
- Marco chodź na chwilę (powiedziałam siedząc w kabinie )
- Tak, stało się coś ? ( zapytał ze strachem w głosie )
- Marco ja chyba rodzę ( powiedziałam ze łzami w oczach, ściskając jego dłoń )
- O matko ! nie żartuj sobie.
- Nie żartuję ! aaauua !
- Yvonne !!! ( Marco zaczął wołać siostrę )
- I co tak krzyczysz ? ( wchodzi do kabiny )
- Ona rodzi !! ( mówi przestraszony )
- Marco wyjdź i zawiadom służby medyczne.
Kiedy Marco opuścił kabinę, Yvonne zaczęła mnie uspokajać i poszła po ręczniki. Po 40 minutach dopłynęliśmy do brzegu a wraz z nami mały Reus. Lekarze natychmiast przetransportowali mnie i małego do szpitala, a Marco z siostrą i Nico pojechali do domu po ubranka dla dziecka. Kiedy dojechali do szpitala Omer leżał przy mnie, Marco kiedy zobaczył swojego syna nie mógł powstrzymać łez.
- To jest nasz syn? ( zapytał ocierając łzy )
- Tak kochanie, to jest nasz syn.
- O mój Boże, jaki on jest śliczny.. jak mamusia.
- Marco :)
- Synek, hej mały ( Marco usiadł obok łóżka i rozmawiał z Omerem )
Kiedy wziął małego na ręce emocje wzięły górę, Marco mocno przytulił Omera do siebie a mnie chwycił za dłoń i delikatnie pocałował. Spędził z nami praktycznie cały dzień, kiedy pielęgniarka kazała opuścić już salę Marco obdarzył ją lodowatym spojrzeniem i grzecznie się jej posłuchał.
- Ma Pani przystojnego narzeczonego.
- A dziękuję :)
- Wie Pani, że już chyba Go gdzieś widziałam ( pielęgniarka stanęła w zamyśleniu )
Nie dziwię się, jego to już chyba każdy widział i zna. Patrząc na tą pielęgniarkę o długich włosach kolor bardziej zmyty pomarańcz, nie za wysoka, taka przy kości haaa ten przystojniak jest mój ! uciekaj mała ! krzyczy do niej moja mała bogini, która wyciąga mały miecz i jest gotowa stawać do walki. Zadziorna się robi :)
- Już wiem ! To jest piłkarz, moja przyjaciółka była jego dziewczyną ( powiedziała dumnie )
Że co kurwa ! Caro to jej przyjaciółka !? no lepiej już być nie może...
- Ale z tego co wiem to pojechała teraz do jakiegoś sanatorium (kontynuuje )
Tak sanatorium... dożywotnie na 15 lat, żyć nie umierać po prostu.
- Rozumiem ( odpowiedziałam )
- To ja już Panią zostawię, dobranoc.
- Dobranoc.
Po długim i wyczerpującym dniu zapadłam w błogi sen...
Wspaniały rozdział. Tęskniłam za tym blogiem. Czekam na nexty. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuń